Wywiad z Magdaleną Stykałą- autorką "W duszy ułana" i sagi ułańskiej🩷
Czy długo powstawała książka "W duszy ułana" i cała saga Ułańska?
Książka „W duszy ułana” powstała w ciągu dwóch miesięcy, z czego początek udało się napisać podczas wakacyjnego pobytu w Bieszczadach, zatem cały gorący romans Agaty i Aleksandra w zaciszu bydgoskiej kawalerki tworzył się wieczorami w Wetlinie po powrocie z górskich szlaków.
Cała saga została napisana w ciągu ośmiu miesięcy, pod roboczym tytułem „Dziewczyna ułana”, z podziałem na trzy części, z których każda kończy się właśnie tymi słowami : „Dziewczyna ułana”.
Wysyłając propozycję do wydawnictwa dostarczyłam od razu całość, zdając sobie jednak sprawę, że prawdopodobnie zostanie podzielona na tomy, ze względu na gabaryty.
Skąd pomysł na wszystkie zdarzenia i zamiłowanie do koni i historii? W pani książkach czuć ogromną miłość i przywiązanie do tych zwierząt, ale także świetną znajomość wojennych i przedwojennych realiów.
Pomysł zrodził się wcześniej, bo saga ułańska jest połączona z moją wcześniejszą książką „W sercu ułana”, która powstała w celu upamiętnienia ułanów 16 Pułku Ułanów Wielkopolskich, którzy w dniu 3 września 1939 r. walczyli w mojej miejscowości pozostawiając zabitych i rannych. Pamięci o tych wydarzeniach pilnują mogiła ułanów, ulica i szkoła ich imienia oraz uroczystości rocznicowe, które w ciągu wielu lat „dostarczają” nam współczesnych ułanów. Brałam z rodziną udział w inscenizacjach historycznych związanych z rocznicą walk, miałam nawet zaszczyt odgrywać rolę mamy dwóch ułanów, żegnać „synów” jadących do pułku, przeżywać niemieckie naloty, egzekucje, oglądać inscenizacyjną walkę, słyszeć brzdęk szabel i tętent koni, patrzeć na teatralną śmierć jednego z tych synów. Złożyło się to z moimi pisarskimi planami, więc tym bardziej weszłam emocjonalnie w ten świat.
Historię uwielbiam od najmłodszych lat. Czytam mnóstwo książek z historią w tle, zarówno powieści jak i dokumenty. Domowa biblioteka liczy ponad trzy i pół tysiąca egzemplarzy, więc trochę wiedzy się nazbierało J Dwudziestolecie międzywojenne, obyczajowość tamtego czasu jest mi szczególnie bliskie, lecz nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Często mówię, że po prostu nie domknęły się za mną drzwi po poprzednim życiu J, bo mam wrażenie, że żyłam w tamtej epoce ;-).
Pomysł na zdarzenia układa się w wyobraźni, lecz pisząc książki zawsze staram „trzymać się” faktów i prawdy. Saga ułańska pisana była z wielką troską o detale i prawdę społeczno- obyczajową oraz oczywiście wojskowe i wojenne realia. Bazowałam na wspomnieniach oficerów i żołnierzy kawalerii, wykorzystując maksymalnie zebrane wiadomości. Pojawiają się one w dialogach, w opisach. Kiedy Franek z Aleksandrem mówią o realiach życia w pułku na początku książki, o zasadach obowiązujących oficerów, przytaczają anegdoty, nawet zalecenia dowódcy, by „oficer żenił się, gdy ma te swoje trzydzieści klika lat, stopień rotmistrza i porządnie się wyszumiał”, czy twierdzenie, że „żonatemu oficerowi w służbie przeszkadzają żona, teściowe i cały majątek ruchomy”, to cytaty ze wspomnień porucznika wileńskiego pułku.
W drugim tomie cała wojenna droga ułanów, od spowiedzi polowej we Wielu, poprzez walkę, poddanie, bolesne pożegnanie z końmi, wyczerpująca wędrówka do granicy, nawet ten chleb rzucany jak psom z samochodu przez Niemców, roboty i propozycja podpisania volks listy to wspomnienia ułana, który walczył w mojej miejscowości, w Bukowcu, w którym zginął książkowy Janek.
Tło społeczno- obyczajowe sprawdzałam skrupulatnie J Jakie filmy miały premierę, jakie książki czytano…itd.
Konie… <3 Od nastolatki jestem zakochana w tych zwierzętach. Jeździłam konno, wiem „ z czym to się je”. Od dwudziestu lat pobliska stadnina jest moim drugim domem. Moje córki – jedna już dorosła, druga nastolatka związały się z tym sportem. Mamy w tej stajni swoją klacz. Wielka miłość. Nie wyobrażam sobie dnia bez wizyty w stajni. Często zaglądam z biegowej ścieżki, z marchewką w dłoni. Ona czeka, odzywa się , przytula… Temat rzeka. Oczywiście przed te dwie dekady życia w „końskim świecie” nazbierało się milion wspomnień, zdjęć i opowieści.
Równie ważne są psy – książkowa Bajka istnieje oraz jeden z bezdomnych psiaków, jak te mieszkające u boku Leny w Winnicy. To moje dwa cienie, krok w krok za mną.
Która postać z sagi jest Pani najbliższa i dlaczego?
Najbliższa postać… Sagą zawładnęła Agata, bo to ona będąc bardzo drugoplanową postacią w książce „W sercu ułana” , można powiedzieć „domagała się” swojej opowieści. Chciałam, by tutaj dziewczyny, kobiety, ich emocje i losy grały pierwsze skrzypce. Agata na pewno jest najważniejsza, lecz bohaterowie zawsze „biorą sprawy w swoje ręce” i sami „rozbudowują się” podczas pisania. Dla mnie taką postacią był Mikołaj. Bardzo polubiłam tego chłopaka, taki ułan z krwi i kości, pogodny, opiekuńczy, wyjątkowy. Mimo, że sama to wymyśliłam, przeżyłam to, co się z nim stało. Pamiętam, że wzruszałam się wyobrażając go sobie w tę wigilijną noc w obozie jenieckim w Kozielsku, z gorącymi łzami tęsknoty na oszronionych policzkach. Można powiedzieć, że „skradł moje serce” ;-) , był jak syn.
Czy ciężko jest pisać emocjonalne sceny,gdzie giną mlodzi ludzie,rozgrywa się rodzinny dramat,gdzie ktoś przeżywa swój koniec świata? Jakie towarzyszą temu uczucia?
Emocjonalne sceny są zdecydowanie najbardziej poruszającym momentem pisania i w moim przypadku podobnie jak dialogi ulubionym, ponieważ „wirują” uczucia. Te sceny mocno potrafią zawładnąć wyobraźnią, myślami i emocjami. W pewien sposób wcześniej „widzę to, słyszę i czuję”, a potem przelewam na tekst, zazwyczaj bardzo szybko. Każdy fragment, gdzie główną rolę odgrywają emocje piszę ekspresowo jakby wylewało się to z siłą wodospadu.
Co jest najprzyjemniejsze w pisaniu/tworzeniu książki,a czego pani nie lubi?
Pisanie książki jest cudownym czasem, a w przypadku książki historycznej swego rodzaju podróżą w przeszłość, bo żeby coś opowiedzieć trzeba zajrzeć do tamtego czasu. Więc przez długi okres bez przerwy „byłam” w latach 30. XXw. Oczywiście obejrzałam „Śluby ułańskie”, przeczytałam jeszcze raz „Znachora”, przeglądałam artykuły z tamtego czasu, czytałam dużo książek dokumentalnych itd. Zgłębianie się w temat przynosiło ogrom wiadomości, a wplatanie po kroku w te realia bohaterów, ludzi z ich charakterami, wyglądem, poglądami… tworzenie tego świata według własnego pomysłu jest przewspaniałe. Na spotkaniach z młodzieżą często przytaczam porównanie, że pisanie jest jak niesamowita gra komputerowa, która pochłania bez reszty, własna immersja, odskocznia i ucieczka. Umberto Eco powiedział, że kto czyta książki żyje podwójnie, ja jestem przekonana, że kto pisze książki żyje wielokrotnie, bo żyje życiem każdego ze swoich bohaterów.
Co jest nieprzyjemne… Brak czasu i ogromne zmęczenie. W moim przypadku to zajęcie na „trzecią zmianę”, czyli po pracy, obowiązkach domowych, bieganiu – by wieczorem usiąść i pisać. Lecz godziny uciekają jak minuty i zastaje noc, a rankiem trzeba wstać i cały dzień „trzymać” pomysły w głowie, by dopiero przed nocą wrócić do tego świata, który się tak wspaniale tworzy i układa. Po każdej książce jestem ogromnie zmęczona, ale też mega zadowolona.
Oczywiście praca redakcyjno – wydawnicza wiąże się zawsze z lekkim stresem, gdy to, co stworzyłam „idzie” w kolejne ręce.
Czy inspirowała się pani prawdziwymi wojennymi historiami i losami? Czy bohaterowie sagi mają cząstkę jakichś osób,które żyły naprawdę?
Tak, zdecydowanie inspirowałam się prawdziwymi wojennymi historiami i losami. Tak jak wcześniej pisałam młodzi oficerowie powstali na gruncie wspomnień porucznika wileńskiej kawalerii. Wykorzystałam wszystko, co było można. Franek, Aleksander, Mikołaj, Mariusz – każdy z nich ma coś z porucznika Grzegorza Cydzika, który był moją podporą i źródłem setek wiadomości i pomysłów.
Wcześniej pisałam też, że cała wojenna ścieżka Ignacego, Michała i Janka w najmniejszych drobiazgach, nawet moment, gdy zabrakło wody w pompie gdy szli w kierunku mostu pod Grudziądzem po walce, gdy Niemcy strzelali do jeńców, rzucali im chleb, a inni robili wtedy zdjęcia, roboty itd. to wszystko wspomnienia ułana.
Jakub Tęczyński podzielił los mojego dziadka, który za przynależność do WiN trafił do komunistycznego więzienia. Orzeczenie sądu przepisałam z wyroku mojego dziadka.
Helena przywiozła do Olszynki dla mamy sygnet partyzancki Andrzeja z orłem w koronie na biało- czerwonym tle. Taki sygnet jest naszą rodzinną pamiątką, należał do ojca mojego teścia, który walczył w partyzantce pod Lwowem.
Artykuły w prasie, gdy cytowałam niemiecką gazetę o jakiej słyszała Agata w Nicei, gdzie pisano, że „Polacy walczą jak wściekłe zwierzęta”, to również prawda.
Na każdym kroku pojawiają się prawdziwe losy i bohaterowie, dostosowani do książkowych realiów.
Czy polanka,na której spotykali się Basia i Janek,Olszynka,Stary Potok i inne miejsca z książki istnieją naprawdę czy są całkowicie wytworem pani wyobraźni?
Nazwy miejscowości są wytworem mojej wyobraźni, lecz mają swoje pierwowzory. Umiejscowiłam ich życie w takiej wsi jak moja, na granicy Borów Tucholskich. Zarówno Olszynka jak i Stary Potok to dwie wsie leżące na trasie kolejowej Bydgoszcz- Tuchola. To mój świat🙂 Bukowiec oczywiście jest prawdziwy. Tutaj zginął Janek, tutaj mieszkam. To do naszego kościoła znoszono rannych ułanów, chociaż wówczas był ewangelicki. Na ścianie tego kościoła jak tego w Olszynce są ślady radzieckich kul.
Realia przedwojennej pomorskiej wsi zbudowałam na historii mojego Bukowca i okolic. Ludzie wiedząc, że piszę książkę historyczną dzielili się opowieściami, zdjęciami, historiami rodzinnymi. Dzięki wspaniałym relacjom udało się wyobrazić i odtworzyć przedwojenny pomorski świat, gdzie Polacy i Niemcy żyli w jednej wsi, były nawet mieszane małżeństwa. Książkowa Elza postała na gruncie niemieckiej kobiety, która mieszkała naprzeciwko mojego domu. Mówiono, że była bardzo dobra, opiekuńcza, pomagała wszystkim. Niestety po wojnie musiała wyjechać do DDR. Jej synowie zginęli na wschodzie. Usłyszałam wiele opowieści, przeczytałam cudne kroniki szkolne i harcerskie, gdzie nauczyciel opisywał jak niemieccy smarkacze podsłuchiwali pod oknami, czy Polacy śpiewają kolędy po polsku, jak zabrali kilka osób w jakieś miejsce i pobili tak po prostu… jak u Marty w Podkowie. Ale wcześniej opisywali jak wyglądała nauka w szkole przed wojną. Jeden z tych nauczycieli został potem rozstrzelany jako przedstawiciel inteligencji. A tak na marginesie w temacie szkoły dodam, że anegdota o Janku, gdy pisał zakończenie nowelki Antek i napisał, że Antek zginął od pioruna sięgając po miedzianego rubla, to również prawda J , z tym, że to historia z mojej klasy w podstawówce, kolega tak właśnie zakończył los Antka.
Zatem, chociaż nie ma tutaj takich wiosek jak Olszynka czy Stary Potok z nazwy, to mogę powiedzieć, że mieszkam w jednej z nich. Są lasy i jezioro przy stadninie, polanki i zagajniki. Domy z czerwonej cegły, mnóstwo poniemieckich budynków, a w lasach pośród konwalii tuż przy drodze są opuszczone ewangelickie cmentarze. Strażnicy pamięci.
Czy rozpoczynając pisać sagę miała pani dokładnie zapalnowane jaki będzie jej przebieg i co stanie się z postaciami czy tworzyła pani ich losy na bieżąco,spontanicznie?
Rozpoczynając pisanie wiedziałam już wszystko, co będzie i co stanie się z bohaterami, lecz był to szkic. Pisząc kolejne fragmenty opowieść się poszerzała. W tym momencie dopiero „wchodzę” w temat maksymalnie i po kawałku dostosowując do danego momentu, a więc czytam o Łempickiej, jej życiorys, prace, magazyny „Die Dame”, które oglądała Agata u Róży… I tak w każdym momencie, by być wiarygodną, by wszystko było zgodne z prawdą, by ludzie, którzy wówczas żyli nie „przewracali się w grobach” ;-), że wypisuję niestworzone historie.
Jeśli chodzi o spontaniczność, to oczywiście jak najbardziej, gdy inspiracją staje się na przykład usłyszana piosenka, która pojawia się potem w książce w jakiejś formie.
Myśli i słowa Agaty „Należę do tego miejsca”, „Powiedz mi, czy ona całuje cię tak jak ja, czy czujesz przy niej to samo, co przy mnie, gdy wypowiada twoje imię…” to oczywiście ABBA i "Winer takes it all". Tak się złożyło, że wówczas moja młodsza córka miała „fazę” na ten stary zespół i słuchałyśmy tej płyty w samochodzie. Natomiast z Mikołajem kojarzy mi się Queen i „Only the good die young…”.
Ale poza tym staram się bardzo, ogromnie by było prawdziwie. A bohaterowie i ich losy oraz emocje są moim dziełem.
Dziękuję autorce za wyczerpujące odpowiedzi i poświęcony mi czas 🩷


Komentarze
Prześlij komentarz