"Złodziejka książek" Markus Zusak

 



"Pomarańczowe płomienie machały do tłumu, zasilane papierem i farbą drukarską. Palone słowa odrywały się od zdań.

Zza drgającego żaru widać było brunatne koszule i swastyki. Nie ludzi, tylko mundury i emblematy.

Po niebie kołowały ptaki.

Krążyły, przyciągane ogniem, póki nie poczuły gorąca zbyt blisko. A może to byli ludzie? Oni nie zważali na żar".

“Złodziejka książek” zapowiadała się bardzo ciekawie i skuszona samymi pozytywnymi recenzjami, sięgnęłam po nią bez wahania. Dodatkowo to literatura wojenna, więc byłam przekonana, że mi się spodoba. Czy tak faktycznie było?  

Na pewno jest to pozycja nietuzinkowa i wyjątkowa, wszak nigdy nie czytałam książki, gdzie narratorem byłaby śmierć. I to nie taka, jak nam się zwykle kojarzy- zła, bezlitosna i zimna, lecz z uczuciami i sercem. Śmierć, której żal jest tych, których musi zabierać. Żal jej patrzeć na zło i zniszczenie jakie niesie ze sobą wojna.  

Opowiada ona o dziewczynce, której pamiętnik znalazła i z którą zetknęła się kilka razy. Jak sam tytuł wskazuje, Liesel Meminger, czyli główna bohaterka, kradnie książki. O tyle to niezwykłe, że w czasach, gdy ludzie walczą o chleb, ona pragnie literatury. Jeszcze dziwniejsze jest to, że nie umie czytać, a książki przyciągają ją do siebie z niezwykłą siłą.  

Historia Liesel pełna jest cierpienia, smutku i biedy. Mała dziewczynka dorasta w ciężkich czasach naznaczonych głodem, biedą, cieprieniem i śmiercią. Choć w książce można odnaleźć wesołe fragmenty to dla mnie również naznaczone są pewnym smutkiem, nostalgią i takim uczuciem nadciągającego nieszczęścia. Dziewczynka, której życie powinno się kręcić wokół zabawy martwi się o bliskich, o ich życie, traci matkę i brata, jej przybrana rodzina ukrywa Żyda w piwnicy. To zbyt wiele jak na dziecko. Liesel jednak nie skarży się i przyjmuje rzeczywistość taką, jaka jest. Szczęście przynoszą jej książki i ich kradzież. Papa potajemnie uczy ją czytać, co jest dla niej niemałym wyzwaniem, ale i sensem życia.  


"Książki były dosłownie wszędzie! Przy każdej ścianie stały wypchane nimi schludne półki. Zza książek nie widać było koloru ścian. Na okładkach- czarnych, czerwonych, szarych i w ogóle we wszystkich możliwych kolorach- pyszniły się litery wszelkich krojów i wymiarów. Była to najpiękniejsza rzecz, jaką Liesel Meminger widziała w swym życiu".


Narracja jest nieco rwana, często narrator cofa się w czasie lub wybiega w przyszłość, przez co za bardzo nie mogłam skupić się na akcji. Losy Liesel i jej rodziny naznaczone są śmiercią. Lektura tej książki jest niezwykle wciągająca, ale lekko dołująca. Do tego jeszcze śmierć, która sama nie jest zadowolona ze swojej roli.  Dla mnie ta książka była niezwykle smutna i oprócz tego smutku po przeczytaniu, niewiele mi zostało. Pierwszy raz książka wywołała u mnie tak dziwne emocje i nie potrafię określić czy podobała mi się czy nie. Ma w sobie coś przyciągającego i mimo tego wszechogarniającego smutku nie potrafiłam przestać czytać.  

A Wy czytaliście? Podobała wam się?  



Komentarze

Popularne posty