Wywiad z autorką "Sonaty miłości" Magdaleną Buraczewską- Świątek
Pojedyncze książki, jak Bławatek, to jak pisanie krótkiej piosenki – masz jedną melodię, jeden moment, który chcesz uchwycić. Seria, jak Różany Jar, to cała symfonia – wymaga planowania, budowania świata, który ewoluuje, i dbania o to, by każda postać miała swoją partię. Melodia wolności, Sonata miłości i Etiuda życia były trudniejsze, bo musiałam pamiętać o każdym detalu z poprzednich części (i przypilnować, by szczelnie pozamykać ważniejsze wątki), ale jednocześnie dawały mi więcej radości – jakbym wracała do domu, do Aleksandry, Stefana i Igora. Seria to wyzwanie, ale i miłość, która rosła z każdym tomem.
Muzyka to część mojej duszy, tak jak u Aleksandry! Nie wyobrażam sobie pisania bez niej – to ona budzi emocje, które przelewam na papier. Słucham wszystkiego: od muzyki klasycznej, po folk, indie i filmowe soundtracki, które malują obrazy w mojej głowie. Dla każdej książki, którą zaczynam pisać - dla każdej historii - wybieram muzyczny motyw przewodni. To bardzo pomaga mi wczuć się w klimat opowieści. Czy gram? Kiedyś mój tata, cudnie grający na akordeonie i keyboardzie, uczył mnie grać na klawiszach i nawet miałam z tego ogromną frajdę, ale grałam tylko dla siebie i własnej satysfakcji. Teraz wolę być słuchaczem i pozwalać, by muzyka prowadziła moje historie. D
Łączenie pisania z pracą testerki oprogramowania i dokumentalistki to jak żonglowanie dwoma różnymi światami – czasem coś upada, ale adrenalina pcha mnie dalej! 😅 Choć to nie mój wyuczony zawód, testowanie wymaga precyzji, a dokumentowanie – umiejętności opowiadania historii w klarowny sposób. I tu widzę podobieństwo: w pracy porządkuję chaos kodu i dokumentuję funkcjonalności, a w pisaniu tworzę światy z chaosu emocji. Piszę najczęściej wieczorami, w weekendy, kradnąc chwile między obowiązkami. To trudne, ale gdy siadam do własnych literackich światów, świat zewnętrzny znika, a ja jestem tylko z moimi bohaterami.
Największa radość? Moment, gdy postać „ożywa” – kiedy Aleksandra podejmuje decyzję, której się nie spodziewałam, albo Stefan mówi coś, co łamie mi serce. To jak magia, gdy słowa płyną, a ja czuję, że jestem w Różanym Jarze, a do tego to przenoszenie się w czasie - mogę być, gdzie chcę i zabierać tam czytelników - bezcenne! Najtrudniejsze? Syndrom oszusta, który szepcze: „To nie dość dobre”. I jeszcze kończenie książki. Każde „kropka” to pożegnanie z bohaterami, którzy stali się rodziną. Pisanie Etiudy życia (3 część sagi Różany Jar) było jak rozstanie z kimś bliskim – chciałam, by trwało wiecznie. Po postawieniu tej ostatniej kropki w każdej z książek, jest taka dziwna, nieznośna pustka i żeby ją wypełnić, trzeba pisać :)
Research to dla mnie jak podróż w czasie! Do Różanego Jaru czytałam o zaborach, życiu w dworach, modzie początków XX wieku – od sukien po zwyczaje. Zagłębiałam się w listy, pamiętniki, nawet przepisy kulinarne z epoki, by poczuć tamten świat. Do Bławatka szukałam szczegółów o XIX-wiecznej Francji – jak pachniały ulice, co jedzono na kolację, musiałam sięgnąć też do starych anonsów matrymonialnych. Mam już jakąś wiedzę historyczną, ale każdy temat wymaga świeżego spojrzenia. Uwielbiam ten etap – to jak detektywistyczna przygoda, która ożywia moje historie, tylko czasem jak człowiek wsiąknie w poznawanie tych mega ciekawych rzeczy, to bywa, że pisanie stoi przez kolejne dni, ale nie da się inaczej :))
Moje historie rodzą się z iskry – czasem to obraz, czasem melodia, czasem jakaś scena z filmu, a czasem pytanie: „Co by było, gdyby?”. Francja w Bławatku przyszła z fascynacji kulturą tego kraju (zwłaszcza tego starego) oraz po obejrzeniu jednej z komedii pomyłek Teatru Telewizji, a Różany Jar z tęsknoty za polskością i podczas wizyty w jednym z bajecznie pięknych miejsc, gdzie było czuć sielskość - to miejsce stało się inspiracją dla podlaskich krajobrazów, które opisuję w sadze. Wybieram epoki i miejsca, które czuję w sercu – gdzie mogę usłyszeć emocje bohaterów. Inspirują mnie stare fotografie, muzyka, rozmowy z ludźmi, a do tego bardzo lubię przenosić się literacko w czasie i przestrzeni, odkrywać różne miejsca i prawdziwe historie.
Jako czytelniczka kocham XIX wiek i początki XX wieku – epoki burzliwe, pełne namiętności i zmian, które pozwalają oderwać się od rzeczywistości. Uwielbiam kostiumowe sagi rodzinne, powieści historyczne i romanse z głębią, jak te Jane Austen czy sióstr Brontë. Miłością obdarzyłam też Anię z Zielonego Wzgórza i Lalkę Prusa. Ale nie gardzę też lekkimi współczesnymi powieściami - komediami romantycznymi. Czytam, by czuć i marzyć – by przeżywać historie, które zostają ze mną na długo, tak jak mam nadzieję, że pisane przeze mnie opowieści zostają z czytelnikami.
Ogromne podziękowania dla autorki za odpowiedzi na pytania i poświęcony mi czas🩷



Komentarze
Prześlij komentarz